Nauczyciel wystawił nas do wiatru. Szkoły pozamykali, a ludzie pojechali do swoich rodzinnych miast z powodu spisu powszechnego. Nadszedł więc idealny czas na przedwczesne wakacje.
W pierwszej kolejności Zanzibar. Brzmi świetnie. Tylko jak się tam dostać? 2 godziny samolotem? Absolutnie, to byłoby za proste!
Wybrałyśmy drogę lądową. Po 21 godzinach w zatłoczonym autobusie, w gorącej Afryce, przy grającym na całą parę telewizorze dotarłyśmy do Dar es Salam.
Na początku myślałam, że to najgorsza podróży jaką miałyśmy okazję doświadczyć, jednak szybko zmieniłam zdanie zdając sobie sprawę, że komunikacja publiczna w Tanzanii może naprawdę zaskoczyć. No ale o tym nie teraz.
Po zachwyceniu się zwykłym hipermarketem (u nas w Kiabakari dostanie czekolady równa się z cudem :)) oraz cudowną plażą ruszyłyśmy na rajską wyspę-Zanzibar.
Najpierw StoneTown i przepiękne małe uliczki, ozdobione „kolczastymi” drzwiami.
Większość drzwi w Stone Town pochodzi z Indii, z racji tego, że była tu kiedyś kolonia Indyjska. Ozdobione są one kolcami w obawie przed napastującymi mieszkanie słoniami, który nigdy nie było i pewno nie będzie na Zanzibarze.
A wieczorem „rybny targ”, który otwierany po zachodzie słońca zachwyca samym widokiem kilkunastu stoisk oświetlonych naftą, ale również możliwością znalezienia wszelkiego rodzaju seafood-u i nie tylko.
W StoneTown postanowiłyśmy zostać kilka dni, które miałyśmy spędzić w muzułmańskiej rodzinie podczas ramadanu… (ramadan- święto muzułmańskie, gdzie przez jeden miesiąc w roku wyznawcy tej religii poszczą przez cały dzień nie jedząc i nie pijąc nic, aby po zachodzie słońca zaspokoić swe pragnienia :)). I pobyt w tej rodzinie okazał się dla mnie jednym z lepszych doświadczeń. Kolacja w Hidżabie jedzona rękami w kręgu dla kobiet, wiadro z wodą robiące za prysznic w toalecie, gotowanie posiłku na kuchence węglowej były naprawdę niezapomnianymi chwilami!
Jednak postanowiłyśmy nie kończyć naszej przygody w StoneTown, więc ruszyłyśmy na północ Zanzibaru - nungwi, gdzie poznałyśmy super Couchsurfera, który jest instruktorem nurkowania i mając 36 lat zwiedził 64 kraje świata!
Nungwi okazało się miastem o dwóch twarzach. Z jednej strony bieda, brud i typowe Afrykańskie życie w mieście, z drugiej strony przepych i luksus na plaży dla turystów no i pełno „Masajów” i Beachboyów, którzy zrobią wszystko, aby „muzungu” się w nich zakochała .
Po kilku dniach lenistwa było trzeba opuścić rajską wyspę i ruszyć w dalszą drogę.