Zaczęło się nie ciekawie. Jedziemy na lotnisko do Berlina. No przecież blisko i wszędzie są znaki, a po za tym mamy w każdym urządzeniu gps. Wszystko byłoby ok, gdyby gps nie miał wgranej tylko mapy polski, telefon mi nie padł i nie byłoby objazdów, za którymi ni cholery żadnych znaków. Po wielkiej panice i odkryciu, że mam jeszcze tablet z gps, wpadam na lotnisko o 9, przy locie o 9:20. Przepraszam ludzi w kolejce i cudem jestem w samolocie o 9:10. Sukces! Kolejny przystanek Kolumbia? Niby tak, ale czemu wszyscy polacy, którzy złapali się na tą samą promocję co ja lecą do Sri Lanki? Może dlatego, że ja też nie lecę do Kolumbii w Ameryce południowej tylko do Colombo na Sri lance. Chwila nieuwagi i kolejny sukces! Z Sri Lanki poszło o dziwo łatwo, bez większych przygód i nim się obejrzałam już jadłam pyszne indyjskie jedzenie w Kuala Lumpur. Czuję, że mój plan wielkiego schudnięcia i tym razem spali na panewce... :). No ale nie tracę nadzieji, bo czuję, że jeszcze nie jedno mnie tu zaskoczy!